środa, 13 marca 2013

Lekcja historii z użyciem dźwięków...

Tak, opuściłam się ostatnio.. Ale choroba i ogrom nauki, cóż wybaczcie. Mam zamiar nadrobić tu teraz opis koncertu z przed ponad tygodnia. 03.03.2013 Hala Wisły : Wisdom + Eluveitie + Sabaton
Zacznę od tego, że przed koncertem wyruszyłam na wyprawę do M1 by zdobyć autografy zarówno Elu jak i Sabatonu. Udało się! Długie czekanie opłaciło się, bo byłam na początku niezmiernie długiej kolejki. Pomijam fakt że do Eluveitie dało dostać się bezkolejkowo. Cóż szkoda, że nie zostali tak docenieni jak Szwedzi, bo to naprawdę cudowni ludzie i muzycy. Po zdobyciu ich podpisów przyszedł czas na prawie 2-u godzinne oczekiwanie na Sabaton. Skończyło się na tym, że wróciłam do domu i od razu trzeba było wychodzić na koncert, gdzie na samym początku wieeeelkiej kolejki czekała koleżanka i jej znajomi. (tak wielkiego fucka pokazałam tym ludziom idąc sobie bezstresowo na sam początek :D). Niedługo tam czekałam bo chwilę później otworzono bramy i zaczęło się. Na spokojnie załatwiłyśmy niezbędne przed koncertowe sprawy i ruszyłyśmy pod scenę. Przyjemnie się czekało, nie powiem i ta godzina zleciała bardzo szybko. Zaczął się pierwszy koncert. Na scenie pojawiła się węgierska grupa power metalowa Wisdom. Przed koncertem zapoznałam się trochę z ich twórczością więc miałam bardzo pozytywne nastawienie do ich koncertu. Nie zawiodłam się, jednak prócz zagranego przez nich coveru Wasted Years nie potrafię wymienić po tytule co grali (często mam problem w tym z pamięcią u zespołów które dobrze znam, a co dopiero nowo poznana kapela haha :D) Gdy ruszyły pierwsze dźwięki ludzie zaczęli śpiewać, krzyczeć i skakać. Co jaki czas oglądałam się do tyłu z tęsknym wzrokiem czy może gdzieś jest jakieś pogo... Doczekałam się tego momentu podczas wcześniej wspomnianego coveru piosenki Ironów. To był dobry koncert i bardzo polubiłam dzięki niemu Wisdom. Po ok. trzydziesto minutowym występie byłą przerwa. Po przerwie na scenę wyszedł zespół, którego koncertu tego dnia byłam najbardziej ciekawa- Eluveitie! 
  • Prologue
    1. Helvetios
    2. Luxtos
    3. Thousandfold
    4. Home
    5. Neverland
    6. Inis Mona
    7. Uxellodunon
    8. The Uprising
    9. Havoc
    10. Epilogue
      Tak według źródeł internetowych wyglądała setlista, choć wydawało mi się że grali też np Meet the Enemy.. no cóż ... Teraz to mniej istotne, ważne że jest jakiś zapis tego co mniejwięcejzgrali tego wieczoru. Koncert był naprawdę cudowny, przekroczyli moje najśmielsze oczekiwania. Pogo do folk metalu też jest cudowne. Jedne z najlepszych istniejących. Szwajcarzy pokazali klasę i pierdolnięcie w rytmie folka. Grali najmocniejsze kawałki z powodu nieobecności Anny Murphy. Nie narzekam wcale na to chociaż w sumie fajnie byłoby usłyszeć Rose for Epona live. Tak czy tak koncert sprawił, że bardzo dużo słucham teraz ich muzyki i nawet zainteresowałam się wojną Galijską, o której opowiadają utwory z płyty Helvetios. Ogólnie cały ich występ bardzo udany i z niecierpliwością czekam na kolejny.

      Teraz przejdę do tej gwiazdy wieczoru. Sabaton. Zacznę od wstawienia znalezionej Setlisty...
      • The March To War
        1. Ghost Division
        2. Gott Mit Uns
        3. Carolus Rex
        4. Poltava
        5. Cliffs of Gallipoli
        6. Attero Dominatus
        7. The Hammer Has Fallen
        8. Uprising
        9. The Lion From the North
        10. Swedish Pagans
        11. En Livstid i Krig
        Encore:
        1. The Art of War
        2. 40:1
        3. Primo Victoria
        4. Metal Crüe
        5. Masters of the World
            Tak naprawdę zaczęło się od puszczenia The Final Countdown które zbudowało początkowe napięcie. Następnie na scenę wyszli panowie z Sabatonu. Joakim jak to on utrzymywał doskonały kontakt z publiką. Chwalił się swoją znajomością polskich słów typu: kurwa, jeszcze jedno piwo, do dna... Tak, zabawny człowiek. Nawet zorganizował konkurs Polska:Szwecja kto szybciej wypije piwo do dna. Jemu udało się to w 4sekundy, nasz honor zhańbiła  jakaś dziewczyna, która nie dość, że nie szybko to w ogóle tego piwa nie wypiła. Nawet nie wiem czy połowę dała radę i jeszcze się przy krztusiła przy tym. Wstyd wstyd.. Powinien tam wyjść jakiś facet, a nie ona. Przynajmniej miała radochę, bo postała na scenie. Hie hie. Pogo dobre, nawet bardzo. Częste ściany i młyny. Znacznie lepiej niż to co było na Hunterze. Bo tam ludzie byli chyba jacyś zupełnie początkujący. A tu naprawdę całkiem dobry poziom. Dużo fal przeżyłam w czasie występów wszystkich zespołów, ale najwięcej na Sabatonie. Może dlatego, że najdłużej grali. Na pewno też było wiele cudownych emocji, bo ich muzyka to zapewnia. Nastrój i teksty dają cudowną otoczkę wspaniałości. Ciarki na ciele przy wielu utworach to jest to co w koncertach jest najlepsze, naprawdę  muszę przyznać, jest lepsze niż pogo. I to też już chyba na tyle jeśli chodzi o ten spóźniony opis owego koncertu. 
          Ale w planach są już kolejne więc niebawem będzie o czym tu pisać:
          Helloween + Gamma Ray (26.03 Klub Studio)
          Korpiklaani (12.04 Kwadrat)
          ImpactFest dzień 1 (04.06 Bemowo)
          Iron Maiden (03.07 Łódź)
          Może w między czasie jeszcze coś wpadnie. Ale te są pewne jak na razie :D


środa, 6 marca 2013

Fantasmagorie u progu Królestwa...

Witam! Z poślizgiem czasowym ale będzie. Sobotni koncert Huntera w klubie Studio. Zaczęło się od dwóch supportów. Pierwszy Eier na który się spóźniłam ale jakoś szczególnie bardzo nie żałuję, a drugi Kaatakilla już kiedyś widziany przeze mnie jako support przed Hunterem, ale oni pośladków nie urywali. Aż w końcu doczekałam się tej chwili, na którą czekałam wyszli chłopcy z Huntera. Cały czas byłam przekonana, że koncert otworzy utwór Rzeźnia nr 6 a jednak nie. Ku mojemu zaskoczeniu (pozytywnemu) dźwięki rozpoczynające to cudowne wydarzenie składały się na utwór RnR! Później wszyscy śpiewali różnego rodzaju przyśpiewki typu sto lat, i jeszcze jeden i jeszcze raz itp. :) Jako następny utwór zagrali  cudowne Dwie Siekiery, a potem Rzeźnię nr 6. Aż w końcu... doczekałam się! Arges w całej okazałości! Zrekompensowali się za listopad, jak najbardziej. Gęsia skórka na całym ciele, ciarki i stan w którym łzy niemalże stały w mych oczach. Po tych chwilach grozy i wzruszenia nadszedł... Strasznik.  Po spotkaniu z nim nadszedł czas na wejście do labiryntu snów ... Labiryntu Fauna. Następny utwór był niejako niespodzianką dla mnie ale sprawił, że można było doznać fantastycznych wizji sam będący wizją ale nie złudą... Fantasmagoria.. tak pierwszy na tym koncercie reprezentant czerwonego albumu... Następnie Hunter sięgnął po wolność... czyli Freedom (niestety wersja PL). Następnie przyszedł czas na "numerologię" wszyscy podekscytowani krzyczą: Osiem! Osiem! Ja: Siedem! Siedem!... chwila niepokoju i.. jest stanęło na moim! Siedem, piękne i majestatyczne Siedem. Bo ujrzeniu siedmiu ścieżek w mrok, które miały być we krwi przyszedł czas na jak to powiedział Drak: piosenkę nr 1 zespołu Hunter czyli Kiedy Umieram. następnie ponieśliśmy Sztandar, który dynamicznie przeszedł w piosenkę hymn wszystkich prawdziwych hunterian.. Wyznawcy! Potem Inni. Następnie największa i najcudowniejsza armia tego świata... Armia Boga. A po Armii wzruszające PSI... potem moja pamięć i źródła wspomagające szwankują jeśli chodzi o poprawną kolejność.. Ale... były wzruszenia przy Kostianie, spotkanie ze straszną postacią, która tnie wszystko i wszystkich czyli Samael.. Pośmialiśmy się też śmiechem pełnym grozy czyli $mierci $miech, jedno z większych i mroczniejszych istniejących przedstawień, czyli Trumian Show. Nie mogło się oczywiście obejść bez strasznego miejsca, pełnego krwi z ropą i rządzonego przez petrobożka w czasach, w których wylał Hades czyli T.E.L.I. aż doszło do finału gdzie słuchaliśmy rozprawy O Wolności. Tyle emocji.. radości i wzruszeń w jednym mógł mi dać tylko koncert Huntera. Zawiedziona byłam trochę tym jak ludzie teraz pogują, tą nieznajomością utworów przez tych co uznają się za największych wyznawców. Ale prócz tego nie ma na co narzekać, w końcu to Hunter! Pokoncercie było cudowne. Zdjęcia z moimi ulubieńcami i zbieranie autografów od nich. Ci co nie byli niech żałują, bo naprawdę było cudownie.








zapraszam LAST.FM

środa, 27 lutego 2013

Pierwszy (niekoniecznie najlepszy)

Ave, dzień dobry, witam i inne takie pierdoły. Z racji, że metal (i ogólnie dobra muzyka) oraz koncerty to jedna z moich największych pasji, stwierdziłam, że fajnie by było poprowadzić sobie bloga związanego z tym hobby... Chciałabym opisywać te cudowne wydarzenia jakimi są koncerty... A w najbliższym czasie na pewno będę mieć co opisywać. W razie nudnego pod względem koncertowym czasu będę mogła relacjonować dawne koncerty na jakich bywałam niejednokrotnie, a co! Ogólnie mogłabym się dzielić mymi poglądami na temat muzyki, życia metalowego... Zresztą po co pisać co będzie.. Wyjdzie w praniu co i jak. Jak już tak zaczynam to można od razu z rozmachem zaczynając od bardzo niedawnego wydarzenia - koncertu KSU (23.02.2013r)

Jak zwykle dotarłam do Kwadratu. Jednak tym razem było odrobinę inaczej niż za każdym razem... Był to pierwszy samotny koncert. Miałam odrobinę obawy, że będzie mi dziwnie czekać na support oraz potem w przerwie... Na szczęście, nie było źle! :) Czekałam stojąc przy barierce i patrząc na nadchodzących punków i metalowców... Emocje rosły, znów poczułam się cudownie. Przerwa od koncertów zrobiła swoje. W końcu z lekkim opóźnieniem wszedł zespół Psy Wojny supportujący panów z Bieszczad. Na początku stałam spokojnie przyjmując coraz większą dawkę dochodzących do mnie punkowych rytmów... Po chwili dostrzegłam, że coś zaczyna dziać się na środku sali. Pogo zaczęło się rozkręcać, hah a to zadziałało na mnie jak magnes. Jak tylko uznałam, że warunki są już dostatecznie dobre dałam się porwać nakurwowi :D Tak, support był dobry, nie znałam ich, ale mi się podobało. I przerwa.. Oczekiwanie, emocje rosną, serce bije coraz mocniej aż w końcu na scenie można było ujrzeć Siczkę. Ludzie krzyczący: " napierdalać, napierdalać!" skłonili go do odpowiedzi: tak już będziemy napierdalać.. I zaczęło się! Po drugiej stronie drzwi otworzyło koncert. Nie potrafię powiedzieć w jakiej kolejności szły utwory potem ale na pewno grali: Nasze Słowa, Martwy Rok, Jabol Punk (którego wszyscy nieustannie się domagali co, z tego co miałam wrażenie, irytowało lidera zespołu), Jabolowe Ofiary, Na krawędzi snu, Esperal Blues, Tańczący z Czasem (a), Moje Bieszczady 1,2,3 (a), Za Mgłą (a),  Deszcz (a), Sen Martwego Boga (a), 1944, Kto Cię obroni Polsko, Ludzie bez twarzy, Liban, Pijany Gówniarz, Wino za karę, Umarłe drzewa i na pewno więcej, ale emocje wywołały zanik pamięci... Te wymienione dla mnie są najistotniejsze. Nie wiem czy potrafię opisać też słowami emocje towarzyszące zabawie w pogo, wszystkim falom(prócz tej z której mnie upuścili-to bolało). To jest uczucie największego szczęścia, moja utopia jest właśnie w takich miejscach i wśród takich ludzi. Koncert był świetny. Pomimo, że to już moje 3 spotkanie z punkami z Ustrzyk. W ten weekend szykuje się Hunter i Sabaton+Eluveitie.


podebrane od Galicja Production zdjęcie z koncertu :)


Last.FM - mój last :)